Pracowałam bez rękawiczek, by poczuć wilgotność i strukturę ziemi, delikatność młodziutkich listków, które się już gdzieniegdzie pokazały, by nacieszyć się tym grzebaniem i przycinaniem. Ogłaszam wszem i wobec, że pierwszy dzień przedwiosennych porządków w ogrodzie za mną.
Było cudnie: słoneczko, lekki wietrzyk, śpiewające ptaki. A ja zbierałam suche liście, gałęzie, sprawdzałam stan okrycia, przyglądałam się pączkom i jak głupia cieszyłam się, że zawilce japońskie kiełkują, sasanki i angelica puszczają liście, bzy mają już pąki nabrzmiałe, rozchodniki już wypuściły swe srebrne pączusie błyszczące w słońcu kroplami wody, hortensja, która marna była przez dwa lata, wreszcie się ocknęła chyba, kozłek lekarski się pojawił, krwawnik się ładnie rozrósł. Już się nie mogę doczekać, kiedy jego terakotowe (bo to odmiana Terracotta) kwiaty znów zaczną przyciągać pszczoły i motyle.
A największą niespodziankę sprawiła mi werbena patagońska. Bo... przetrwała. niczym jej nie okrywałam. Z premedytacją skazałam na wymarznięcie. Po to przecież brałam szczepki, by się nie martwić o to, czy będę miała swe ulubione kwiaty w tym roku, czy nie. A ona sobie spokojnie przezimowała:)
No i tak chodziłam po rabatach i co chwilę pochylałam się nad jakimś wystającym z ziemi patyczkiem czy badylkiem, albo tylko miejscem, w którym rośnie coś, o czym tylko ja na razie wiem. Śmiałam się przy tym niemal na głos, podśpiewywałam witając z moimi roślinami.
Ale to nie wszytko. Bo i pracowałam. W końcu jakoś ta ziemia za paznokcie musiała się dostać.
A co robiłam? Przede wszystkim usuwałam suche badyle i liście bylin, których nie uprzątnęłam do końca jesienią. Odkryłam nieco spod kory m. in. szałwię błyszczącą i siewki ubiegłoroczne goździka brodatego, bo już dla nich za ciepło i zaczynały przegniwać.
No i zajęłam się trawami, czyli przycięłam je kilkanaście centymetrów nad ziemią. To najwyższy czas na to zadanie, bo już rozplenice, mozga, miskanty i spartyna już zaczęły wypuszczać młode liście, więc trzeba je przyciąć jak najszybciej, by potem z suchymi nie obcinać młodziutkich. Pracy było sporo, bo i traw trochę u mnie jest.
Przycięłam już budleję, (ok. 20-30 cm od ziemi, kwiaty zawiązują się na tegorocznych pędach, więc powinna się ładnie zagęścić i zakwitnąć).
A do przycinania jest jeszcze sporo innych rzeczy, ale resztę zostawiłam sobie na kolejne dni. Trzeba sobie dawkować przyjemności.
Zasłużyłam teraz na dobra kawę:)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Zajrzyj również tutaj:
Naturalny ogród dla wszystkich
Ogrody naturalne to miejsca przyjazne nam ludziom. A jeśli są rzeczywiście przyjazne nam, to i innym stworzeniom. Niestety trudno za przyja...
-
Często się zdarza, że wiosną i jesienią w naszych domach pojawiają się małe zielonkawe owady. Zwykle siedzą nieruchomo na firankach lub jasn...
-
Bracia postawili w ogrodzie szklarnię ze starych niepotrzebnych już okien. Pomysł stary niemal jak świat. Pamiętam takie szklarnie z dzieciń...
-
To był mój pomysł na gwiazdkę - zrobię Marcie domek dla lalek. Z tektury. A gdyby się nie udało - to kupię. Wybór jest ogromny. Ale dwa tygo...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz