28 grudnia 2013

Pomieszanie z poplątaniem

Lada moment zakwitną bazie, kalina bodnantska już w pełni okwiecenia, jeszcze trochę, to i forsycja ruszy. Wiosna niemal w pełni. Wystawiłam zioła w doniczkach na taras. Bo w domu się kisiły, zaczęły wyciągać za słońcem i chyba chłodniejszym niż pokojowe kaloryferowe powietrze. No i bałam się mączlików. Więc sięgam teraz co obiad lub kolacje po ziółka zza drzwi, czasem nawet się przy tym poopalam, bo słońce mocno przygrzewa.
A po świątecznym obżarstwie zamiast na sanki poszliśmy na rowery. Odkurzyć je trzeba było nieco, bo już pochowane w piwnicy, ale udała się bardzo przyjemna przejażdżka.
Gdyby nie uparty kalendarz wskazujący grudzień zaczęłabym siać jednoroczne.

21 grudnia 2013

Śniegiem w szarugę sypnę...

Pogoda dzisiaj iście jesienna - szaruga na całego, a i wiatry cały czas daję się we znaki. Co, którzy pokrywali już wrażliwe rośliny na zimę (w tym ja:), pewnie zastanawiają się, co się teraz dzieje z kora i geowłóknina, a dokładniej - ile z tej naszej pracy zostało. Na szczęście na najbliższe dni, a nawet podobno tygodnie zapowiadana jest cały czas jesienna pogoda z ewentualnymi przymrozkami w nocy do minus 2-3 stopni, a zatem nic roślinom nie będzie. Ufff. Pociecha.

Cały czas jest więc szansa na zdążenie z wszystkimi pracami ogrodowymi. O ile jeszcze ktoś ma do tego głowę, bo przecież święta za pasem, i pierniczki, i rybki i świecidełka, i takie tam inne różności.
Pozazdrościłam tego śniegu w niektórych miejscach, górach, w Poznaniu... no i mam - leje z nieba na całego. To niby też wyśniony już śnieg, tylko się po drodze rozpuścił chyba... trudno. No to sobie zrobię białe płatki śniegu z papieru, a co.
Oto moja ściąga:)



Gdyby jednak ten mróz przyszedł, to przede wszystkim warto opatulić donice na tarasach i balkonach. Najlepiej postawić je na kawałku styropian czy deskach, by była izolacja od zimnego podłoża, potem owijamy workiem jutowym (ten pomysł mi się najbardziej podoba wizualnie, ale mam tylko jeden worek, a donic 4) albo jakimś dywanikiem (mam taki jeden dyżurny chodniczek:). Dodatkowo do między worek a donicę wkładamy stare gazety pozwijane w kulki albo słomę (tylko skąd ją wziąć?). Dla ozdoby można obwiązując rafią lub czerwoną wstążką.
Najważniejsze - materiały muszą być przepuszczalne, żadne folie. Niektórzy proponują karton, ale ja nie polecam, bo przy naszych zimach (deszcz raczej zamiast śniegu i mrozu) karton szybko rozmięka i zamiast chronić, szpeci i się wala po całym ogrodzie.
No i jeszcze jedna ważna rzecz. Najczęściej donice przestawiamy jak najbliżej ścian domu, by było im cieplej. I dobrze, bo to nam ułatwi ich podlewanie. Tak tak moi drodzy. Nie można o tym zapomnieć. Gdy nie ma mrozów, rośliny zimozielone w donicach podlewamy!!! inaczej to nie mróz je wykończy, ale susza.
I tym optymistycznym akcentem kończę. Idę przestawić donice, niech się same nawadniają wodą z roztopionego śniegu.

Bez śniegu, czyli wszystko wyłazi na wierzch

Święta tuż tuż, a śniegu ani widu, ani słychu. Zima. W necie pełno obrazków z pięknie zaśnieżonych ogrodów, jak to ślicznie trawy zmrożone wyglądają, i jak warto dbać o szczegóły architektoniczne, które okryte puchem stanowią urozmaicenie w białej połaci. I drzewa warto sadzić, bo ich gałęzie pięknie się wyróżniają na tle śniegowych chmur, a derenie ze swoimi karminowymi czy zielonymi gałązkami to już w ogóle królowe zimy.
A u mnie ogród tej zimy wygląda nijak. Pewnie jak większość ogrodów o tej porze roku. Liście przywiędłe,
korale kaliny jakieś zmartwiałe. Tylko o poranku jakoś to pewnie wszystko wygląda, bo mrozik. Ale o poranku to jeszcze ciemno jest, o poranku to jeszcze ja nic na oczy nie widzę, a potem to już ogród wygląda tak, jak na zdjęciach, które porobiłam, ale nie pokażę, bo za bardzo nie ma czego, bo smutno jakoś wygląda i już. Ani uroczo, ani cudnie, ani romantycznie, ani świątecznie. Chciałoby się chciało trochę przedświątecznej magii, więc i donicę z iglakowymi gałązkami przed wejście wystawiłam. Nawet czerwone bombki zawiesiłam. A na tarasie oświetlony jest iglak-miniaturka. I gałązki świerku (co do domu przywędrował, a za dużą miał spódniczkę i trzeba było podkrzesać) powtykałam w rabatkę. Cud, miód i malina.
W połączeniu z trzema chojakami oświetlonymi u sąsiadów jednych, kurtyna świetlną, a nawet dwoma u drugich i wężem świecącym na przeciwko - po ciemku może i jakiś nastrój się stwarza. W ciągu dnia jednak nijak mi do Bożego Narodzenia nie jest bliżej. Nastrojowo oczywiście.
A dziś to już aura poszalała - słońce jak w marcu, zielona trawka, a w radiu piosenki świąteczne. Hmm, coś mi się tu nie zgadza.
No i jak popatrzyłam na ten mój ogród niby-zimowy, to się lekko załamałam. Widać teraz jak na dłoni wszelkie niedociągnięcia, sadzenie impulsywne, zakupy z rodzaju "kolekcjonerskich" czyli po jednej sztuce. I upychanie więcej, więcej na przestrzeni nie z gumy przecież.
Jest więc czas i okazja do przemyśleń - co przesadzić, co usunąć, jak przearanżować dane miejsce, by ogród cieszył jeszcze bardziej. Bo kto powiedział, że ma być cały czas taki sam, no i który z ogrodników stwierdzi, że jakiś ogród jest idealny w każdym milimetrze i te idealność utrzymuje niezachwianie przez wiele lat. To niemożliwe po prostu.
Porobiłam zdjęcia - najlepiej robić je z góry i "on fejs" (o ile to możliwe oczywiście), by widzieć całą rabatę w jej okazałości oraz rozmieszczenie roślin. Zdjęcia te zestawiamy ze zdjęciami z okresu, gdy rabata była w kwiecie swego sezonu (tak na wszelki wypadek, gdybyśmy zapomnieli, co gdzie rośnie:) i potem do dzieła - zaznaczamy miejsca wolne (ja takich nie mam), rośliny do przesadzenia, grupy do utworzenia itp. itd.
Przy okazji można odkurzyć stare numery pism ogrodniczych albo wpisać w wyszukiwarkę jakiekolwiek hasło związane z ogrodem, a "wyskoczy" mnóstwo zdjęć, które mogą być dla nas wielką inspiracją.
Przyjemna taka zimowa praca. Choć zima ma nas na razie gdzieś.

12 grudnia 2013

Piernikowe szaleństwo i lukier na ścianie

Bałam się tego popołudnia, ale w głębi serca od dawna mi się marzyło wielkie rodzinno-przyjacielskie pieczenie pierniczków. No i ozdabianie. Było nas dziesięcioro: pięć osób dorosłych i piątka dzieci. Małych dzieci. Te najbardziej nie mogły się doczekać całego tego pierniczenia.
No i akcja ruszyła: zagniatanie, wałkowanie, wykrawanie, układanie, pieczenie, wąchanie, czekanie na ostygnięcie i ozdabianiem lukrem, koralikami, lukrowymi pisakami, drobinkami czekolady i odciskami palców, no i pałaszowanie. Na dowód, że nie zmyślam, na ścianie w przedpokoju widnieją piękne perłowe fioletowe odciski palców i artystyczne mazy - cudna pamiątka miłego wieczoru. Taka współczesna lizawka:)
Marta wykrawa:)
Małe rączki, duże rączki - wszystkie pracują. 
Łoś to czy renifer?
Ciastek kolorowych coraz więcej...
I stos gotowy. Jeden z dwóch. Kolejne w przyszłości...

 Polecam każdemu, czy małemu czy dużemu.

Zajrzyj również tutaj:

Naturalny ogród dla wszystkich

Ogrody naturalne to miejsca przyjazne nam ludziom. A jeśli są rzeczywiście przyjazne nam, to i innym stworzeniom. Niestety trudno za przyja...