Bałam się tego popołudnia, ale w głębi serca od dawna mi się marzyło wielkie rodzinno-przyjacielskie pieczenie pierniczków. No i ozdabianie. Było nas dziesięcioro: pięć osób dorosłych i piątka dzieci. Małych dzieci. Te najbardziej nie mogły się doczekać całego tego pierniczenia.
No i akcja ruszyła: zagniatanie, wałkowanie, wykrawanie, układanie, pieczenie, wąchanie, czekanie na ostygnięcie i ozdabianiem lukrem, koralikami, lukrowymi pisakami, drobinkami czekolady i odciskami palców, no i pałaszowanie. Na dowód, że nie zmyślam, na ścianie w przedpokoju widnieją piękne perłowe fioletowe odciski palców i artystyczne mazy - cudna pamiątka miłego wieczoru. Taka współczesna lizawka:)
|
Marta wykrawa:) |
|
Małe rączki, duże rączki - wszystkie pracują. |
|
Łoś to czy renifer? |
|
Ciastek kolorowych coraz więcej... |
|
I stos gotowy. Jeden z dwóch. Kolejne w przyszłości... |
Polecam każdemu, czy małemu czy dużemu.
oj, chyba będę zaglądać częściej ;) Przytulnie tu u Was ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo i zapraszam do wizyt jak często się da. Pierników już wprawdzie nie ma, ale lukier na ścianie - jak najbardziej:)
OdpowiedzUsuńPierniczki były pyszne i zabawa przednia, nawet przy sprzątaniu było wesoło...
OdpowiedzUsuńPolecamy wspólne robienie pierniczków i wpraszamy się na kolejne...
Pozdrawiamy Gosia i Wiktoria :-)