29 maja 2014

Miało nie być o deszczu...

Chociaż patrząc za okno, wcale na to nie wygląda, to deszczowa pogoda najlepsza jest na przesadzanie roślin. Mokra ziemia i wilgoć w powietrzu niemal do minimum ograniczają ryzyko przeschnięcia korzeni przesadzanych roślin. Warto o tym pamiętać marudząc widząc kolejną deszczową chmurę. Rozumiem, że czasem wody jest za dużo i zbyt intensywny deszcz bardziej niszczy niż pomaga. Też to zauważam u siebie w ogrodzie.
Spodziewając się takiego obrotu sprawy przed pierwszą burzą z ciemnymi i groźnymi chmurami za plecami porobiłam trochę zdjęć w jeszcze nie zmokniętym ogrodzie. Tak na pamiątkę...



















A za chwilę ubieram kalosze i idę w ogród. Ubrudzę się niemiłosiernie, ale co tam. W końcu podobno to najlepszy czas na przesadzanie roślin...

28 maja 2014

Warzywnik w przedszkolnym wydaniu

Gdy kilka dni temu podjechałam pod zaprzyjaźnione przedszkole, gdzie w ramach działań Zielonogórskiego Towarzystwa Upiększania Miasta zakładałam warzywniak z przedszkolakami (więcej tutaj), podbiegł do mnie mały chłopczyk, przedszkolak i wołał z daleka: - A roślinki wszystkie rosną! Dbamy o nie! - zapewnił gorąco uśmiechając się radośnie uśmiechem bez jedynki z przodu. Rozczuliłam się bardzo i ogromnie. Bo jak tu nie kochać dzieci za ich zaangażowanie, radość i szczerość.
A jak warzywniak? No rośnie wszystko. Martwię się trochę, czy obecne ulewy nie poniszczyły zbytnio upraw. Trzymam kciuki, a jutro podjadę zrobić nowe zdjęcia.
Tymczasem krótka relacja z ostatniego obsadzania tutaj.



11 maja 2014

Jak owadom dobre lokum zrobić

Modne są ostatnio hotele owadzie. Modne. No i dobrze. Chociaż moda ogrodnicza przychodzi do nas z Zachodu zwykle z kilkuletnim opóźnieniem (i tak jest tym razem), to i tak lepiej późno niż wcale.
A o co w tym wszystkim chodzi?
Niektórzy dziwią się, że tak mi się spodobały te owadzie domki, bo po co w ogrodzie aż tyle robactwa, które bzyczy, gryzie i takie tam. A że tej zimy nie wymroziło owadów, to i tak będzie ich nadmiar. Ale to właśnie gdyby nie te bzyczące i z pozoru niebezpieczne owady, to nie byłoby jabłuszek, śliwek, gruszek, poziomek, porzeczek itd. itd. Z pędzelkiem chyba nikt nie ma zamiaru chodzić i zapylać kwiatków. Chociaż słyszałam, że w Chinach już tak się robi.
A wszystko to wina pestycydów. Coraz mniej pszczół, trzmieli, motyli i innych pożytecznych owadów. Stąd pomysł na domki dla nich, by miały się gdzie schronić i by zatrzymać je w ogrodzie jak najdłużej. Więcej o ratowaniu samych pszczół dowiecie się chociażby na stronie http://www.pomagamypszczolom.pl/
Korzyści są ogromne.
O zapylaniu już była mowa. Ale nie tylko owoce i nasiona zawdzięczamy owadom. Wiele z nich to także nasi sprzymierzeńcy w walce ze szkodnikami. Przykład? Złotooki czy biedronki. Ich larwy zjadają setki mszyc. Czy chociażby dlatego nie warto ich zaprosić do ogrodu? Ja tam wolę widok biedronek niż oblepionych pędów małymi obrzydliwymi mszycami (a już je widziałam na kalinach i na różach, brrr)
No dobra. Tyle gadania. Czas na robienie hotelu. Zdjęć w internecie jest mnóstwo. Pojawiły się też w marketach ogrodniczych i bardziej wyszukane z sklepach specjalistycznych. Można też je zrobić samemu. Wystarczy puszka, albo ucięta plastikowa butelka (chodzi o to by wnętrze nie zamakało), do której wkładamy patyki z dziurką w środku (kawałki bambusa, suche źdźbła traw) i domek dla pszczół murarek gotowy.
 Może to być też zwykła drewniana skrzyneczka, do której wkładamy patyki.
Albo konstrukcja może być większa. Wtedy łatwiej zadbać o więcej rodzajów owadów. Do poszczególnych skrytek można włożyć korę, słomę, szyszki, patyki, glinę ze słomą, w której robimy patykiem dziurki, pnie z nawierconymi otworami, pocięte puste łodygi malin, trzciny, bambusa. Warto zwrócić uwagę na to, że każdy z insektów lubi nieco inne schronienie. Różnorodność materiałów jest zatem dowolna (na pewno komuś coś przypadnie do gustu), ale tez nie warto z tą różnorodnością przesadzać, żeby się sąsiedzi nie kłócili. Aby tego uniknąć można zrobić kilka domków, każdy z innym "wkładem".
Domki zrobiłam i ja. No dobra, nie sama.
Najpierw zbijać pomagał mi starszy brat (dzięki:), a właściwie to on zbijał, ja tylko trzymałam.
Potem Marta pomagała mi przymocować z tyłu domków drobna plastikową siatkę (deska byłaby za ciężka przy takiej konstrukcji, a i tak wiedziałam, że hotel będzie przymocowany do ściany. Chodziło o to, by nie wypadało to, co do środka włożymy.
Do środka wkładałam już sama: szyszki zbierane w lesie, na spacerach i w ogrodach, słomę przywiezioną 300 km od rodziców, słomki z otworami w środku, które zbierałam wczesna wiosna przycinając trawy w ogrodzie i kosaćce, korę zebraną z ogródka. No i maż mój pomógł również, bo wiercił otwory w kawałkach drewna. Dla murarek.

Jeszcze tylko siatka, już grubsza metalowa nierdzewna, z przodu i hotele gotowe:
Na zdjęciu przymiarka w ogrodzie:
Nagroda (uśmiech blogerki znad komputera:) temu, kto zauważy pszczółkę na zdjęciu! bo była i była bardzo zainteresowana domkiem (kwiatami czosnku oczywiście również:)

Jeden powędruje lada dzień do Miejskiego Przedszkola nr 30 w Zielonej Górze, a drugi już kusi owady w ogrodzie zaprzyjaźnionego przedszkola w Cottbus.
Teraz muszę podobny dla siebie zrobić:)

Ale samymi domkami ich nie zatrzymamy. Trzeba też dać im coś jeść. Odpowiednie rośliny dają owadom pożywienie. Dostarczają pszczołom surowca do produkcji miodu (nektar, spadź i pyłek). A że rośliny miododajne kwitną długo, mają barwne i wonne kwiaty, nie powinnam mieć kłopotu, by Was do nich przekonać.
Co jest najcenniejsze? Berberysy, chabry, dąbrówka rozłogowa, głóg dwuszyjkowy i jednoszyjkowy, kocimiętka, ligustr pospolity, lipy, macierzanka, malina, melisa, miodunka, nawłocie, orliki, przegorzan, pysznogłówki, róże, szałwia lekarska, tojad, wiciokrzew, jabłonie, mlecze, lobelia.
Motyle uwielbiają budleję, lilaki, wiciokrzewy, róże, maliny, astry, chabry, jeżówki, lebiodki, floksy, lawendę i miętę. Owady przyciągną też cynie, onętki (kosmosy), maciejka, smagliczki i żeniszki.
Im więcej skorków, pająków, biedronek, tym mniej mszyc, przędziorków i innych szkodników.
Dla bzyg dobre są: koper, pietruszka i arcydziągiel, cynie, nagietki, kosmosy, kwitnące drzewa. Chwasty, np. mlecze czy pokrzywy, też mogą być. Nie dajmy się więc zwariować idei idealnego ogrodu bez grama chwastów.

10 maja 2014

W fiolety i purpury ogród mi się ubrał...

Trzy dni nie wychodziłam do ogrodu. Choróbsko jakieś się przypałętało i starałam się ze wszystkich sił zastosować się do wskazówek lekarza - leczymy się 10 dni. No dobra, trzy dni to i tak długo. Prawda?
Nawet bardzo dużo, bo gdy wyszłam dzisiaj ( w czapce, apaszce i grubym swetrze, chociaż było ponad 20 stopni), ogrodu nie poznałam. W purpury mi poszedł, fiolety, róże...
 Pięknie mieniące się w słońcu miedziane młode listki jabłonki 'Ola'
 Perukowiec podolski 'Royal Purple' tez w słoneczku czaruje kolorem, czaruje...
 No i mój czosnek olbrzymi. Jeden z czterech (piąty z kompletu nie zakwitł), które dumnie zdobią mi rabatkę obok tarasu. Tez jestem dumna ze swojej nowości
 A tu wiosenny fioletowy misz masz: ukochany szczypiorek i firletka poszarpana. Ta druga to chwast niby, ale zostawiłam i wdzięczy się na tle koniki od wczesnej wiosny. Więc zostaje. I jeszcze żółte przekwitłe tulipany... wiosna mija...
 Czyż szczypiorek nie jest cudny?
 I zakwitł bez Mayera czyli niewielki krzew i małych listkach, drobniejszych kwiatach ale... intensywnym zapachu. Oj, gdy siedziałam na tarasie, to pachniałoooooo
 Wypełnia się też po brzegi rabata obok grujecznika. Hortensja 'Annabelle' rośnie w siłę, a przed nim krzewuszka 'Alexandra' szykuje sie do zakwitnięcia,kosaćce syberyjskie puszczają pąki, a za nimi bodziszek żałobny. Okazały się zrobił, owady go uwielbiają, a przybył do mnie przypadkowo z zawilcem jakimś chyba, bo na pewno go sama nie kupowałam. Czasem zdarzają się takie cuda.
 No kokoryczka co roku mnie urzeka swą elegancją i pozorna delikatnością. Pozorną, bo wolę nie sprawdzać, jak wielkie urosły już jej kłącza pod ziemią. Bez siekiery do podziału rośliny nie podchodź.
 Udany duet o każdej porze roku: kalina sztywnolistna i berberys ottawski 'Superba'.
I liliowce już mi kwitną. odmiany nie znam, bo dostane, więc brałam. Z ciemna dąbrówką i pęcherznicą 'Aurea' ładnie wyglądają.
No i nie usiedziałam za długo na tarasie. Posadziłam cynie, które biedne już się wyciągały niemiłosiernie, pousuwałam przekwitłe miejscami niezapominajki, które zdążyły się już porozsiewać maksymalnie, jak się dało. Przygotowałam miejsce pod astry i tytoń ozdobny, posadziłam (spóźnione, ale trudno) dalie do donic i wstawiłam do szklarenki, by podgoniły. Podobnie krokosmię 'Lucyfer'.
I dzionek minął...
Miły to był dzionek.

08 maja 2014

DIY - szklarnia ze starych okien

Bracia postawili w ogrodzie szklarnię ze starych niepotrzebnych już okien. Pomysł stary niemal jak świat. Pamiętam takie szklarnie z dzieciństwa, a i teraz na działkach ich sporo jeszcze stoi. Ale okazało się, że okna, które brat ma w zanadrzu, nie są z tych małych, zwykle widzianych, ale z tych dużych, masywnych, wielkich. Oto efekty:
 Dach oczywiście jest z lżejszej folii na drewnianej konstrukcji. A okna można otwierać i uchylać, żeby się szklarnia wietrzyła.
 Sałata już dorodna, rośnie też kalarepa, pomidory, ogórki...
Podobno nie ma nic lepszego, ze pomidory ze szklarni. Aby uzyskać odpowiedni pomidorowy smak, muszą mieć dużo ciepła i słońca. No to czekamy na zbiory:)


07 maja 2014

Jak przedszkolaki ogrodnikami zostały

Moda modą, ale każde dziecko ma w sobie coś z ogrodnika i ogromny zapał w obcowaniu z naturą, poznawania jej tajemnic i obserwowania jej cudów. Grzech po prostu tego nie wykorzystać.
I chociaż dorośli może nie do końca byli przekonani, to wśród najmłodszych nie było ani literki sprzeciwu. Nie trzeba było nikogo namawiać, nikogo zmuszać do siania czy sadzenia. Wszyscy ostro zakasali rękawy i do roboty.

Na zaproszenie Zielonogórskiego Towarzystwa Upiększania Miasta założyliśmy z dziećmi warzywniak i mini sad przy Miejskim Przedszkolu nr 30 w Zielonej Górze. Marzeniem moim jest stworzenie takich miejsc przy każdym przedszkolu i każdej szkole. Bo zabawy mnóstwo, a edukacja przez doświadczenie jest najlepszym sposobem wpojenia modnego hasła, żeby jeść zdrowo i naturalnie. Bo cóż lepiej smakuje niż wyhodowany pomidor czy zerwana z krzaczka truskawka, która się własnymi rękoma sadziło w ziemi i podlewało? NIC!
Relacja z przygotowań na stronie ZTUM-u. A za kilka dni z ostatecznych efektów naszej pracy. Rośnie wszystko jak szalone:)

01 maja 2014

Mozaika z kamyków czyli cuda z natury


Weekend nad morzem nigdy nie jest stracony. Chociaż morska nie jestem i bujająca się masa wody po pewnym czasie mnie nuży (wole górki i pagórki), to ty razem falowało dosyć intensywnie, a i kamyków na plaży było sporo, więc była zabawa.
Inspiracji mnóstwo już nazbierałam z internetowych czeluści i kuszą czekając chyba na zimowe długie wieczory (jak wszystko zresztą, co jest niekonieczne potrzebne, nagle przymusowe, ale może dać przyjemność).
Chodzi o mozaiki, które mnie zauraczają od dłuższego czasu. I to nie tylko te kolorowe ze szkiełek, ale przede wszystkim kamykowe. Bo z kamyków cuda można układać. Wystarczy wpisać nazwisko mojego ulubieńca Jeffrey'a Bale w wyszukiwarkę i cuda wyskakują.
No i oglądając po nocach takie obrazki potem marzą mi się takie mozaiki i śni, że podobne robię, klienci są wniebowzięci, a ja przeszczęśliwa, że takie (lub podobne) cudeńka udaje mi się realizować w ogrodach.
Wracając jednak do plaży i kamyków tam leżących, otóż wykorzystałam ładna pogodę, czas i kamyki.
Oto efekt:


Tymczasowa wprawka w piasku bardzo mi się spodobała. Przytargałam do domu torbę pełną nadmorskich kamyków. Ktoś chętny na mozaikę?

Zajrzyj również tutaj:

Naturalny ogród dla wszystkich

Ogrody naturalne to miejsca przyjazne nam ludziom. A jeśli są rzeczywiście przyjazne nam, to i innym stworzeniom. Niestety trudno za przyja...