05 grudnia 2014

Jak się zakochałam... ponownie

Nakręcamy się wzajemnie. Z Martą. Na zimowy i świąteczny klimat. Uświadamiam sobie raz po raz, że uwielbiam zimę. Wręcz kocham. Taki nieśpieszny czas. W tym roku sezon ogrodniczy trwał długo i już nie mogłam się doczekać tej chwili, gdy poczuję zapach ciasteczek migdałowych, na który nie było wcześniej czasu. Ale do nich jeszcze wrócę.
Pierwsze były kartki świąteczne. Już tradycyjnie robimy je same. Wspólnie z Martą. Co roku wychodzą nam ładniejsze, ale i bałagan przy okazji robimy coraz większy:

Tymczasem mamy już w domu śnieg (papierowe gwiazdki na żyłce wirują pod lampami i zdobią okna), a dzisiaj doszły światełka. Znalezione przypadkowo podczas porządkowania składziku gospodarczego - to też uwielbiam: przekładanie, układanie, odnajdywanie skarbów zapomnianych:).
Zawisły na karniszach w salonie. Cudnie się zrobiło. Marta ustawiła dwa krzesła przed oknem. Na jednym usiadła sama, na drugim posadziła ulubioną lalę. I siedziały tak dobrych kilka minut.
A ja w tym czasie planowałam kolejne zimowe kompozycje do ogrodu. Został stelaż po pawilonie i trzeba go jakoś ozdobić. Przedsmak zimowego obstrajania już dzisiaj miałam. Oto efekty:

 Dwie spore donice stanęły przy głównym wejściu do domu klientki. Większość materiałów pochodzi z jej ogrodu. Jedynym kosztem były worki jutowe, do których wstawiłam donice.

Kompozycja na okno miała być bogatsza i w bieli. Stąd kilka dokupionych dodatków.
Jutro zabieram się za moje obejście. Obiecuję zdjęcia.
A na dokładkę obrazek z bezśnieżnego na razie ogrodu. Trawy w roli głównej:)

28 listopada 2014

Przygotowania do zimy

Idzie, idzie. Powoli jeszcze wprawdzie i śniegiem na razie nie kusi, ale już zimne podmuchy czuję od kilku dni na policzkach, dłonie grabieją w gumowych rękawiczkach podczas prac ogrodowych. Sporo ich jeszcze mi zostało. Bo chociaż jesień tegoroczna dłuuuuga była bardzo, to jakoś trudno mi było znaleźć czas na porządki we własnym ogródku.
Pewnie nie wszystko zdążę zrobić, ale co konieczne - już za mną.
A co konieczne?
- zgrabiamy liście z trawników i nieco zgarniamy z bylin. Ogólnie rzecz biorąc liście są doskonałą ściółką, rozkładają się ładnie na kompost liściowy (doskonały do sadzonkowania), ale gdy kołderka z liści jest za gruba, a zima wcale nie z tych mroźnych, to byliny mogą po prostu pod nią zgnić.
- obcinamy pożółkłe i nieciekawie wyglądające obeschłe resztki bylin, m. in. rozchodników, liliowców, zawilców, kosaćców, tawułek. Niby na obrazkach ładnie wyglądają przymrożone, oszronione i osrebrzone. Ale, tak szczerze, to takie obrazki mamy za oknem z rzadka, a szare, spleśniałe i rozkładające się nie wyglądają ani ciekawie, ani też nie wychodzą na zdrowie roślinom.
- wyciągamy karpy dalii i pacioreczników. Przyznaję, że chociaż poobcinałam zwarzone pierwszymi przymrozkami pędy już jakiś czas temu, dopiero teraz wyciągnęłam karpy. Ładnie się rozrosły (szczególnie pacioreczników). Wyciągamy delikatnie, by jak najmniej uszkodzić (można to zrobić widłami amerykańskimi), lekko otrzepujemy z ziemi i chowamy do suchego miejsca, by trochę obeschły.

Gdy tak się już stanie, otrzepujemy z resztek, oglądamy dokładnie, by nie trzymać przez zimę chorych czy podgniłych kawałków, wkładamy najlepiej do kartonu lub skrzynki przewiewnej, zasypujemy trocinami lub piaskiem i przechowujemy w suchym i chłodnym miejscu. No i czekamy na wiosnę.
- okrywamy wrażliwe rośliny. Na pewno warto opatulić róże, hortensje ogrodowe (bukietowe sobie powinny poradzić i bez okrywania), hibiskusy, młode rododendrony i azalie, pierisy, lawendę. Najwygodniejsza jest biała włóknina, ale można tez robić stroisze z gałązek iglaków, okrywać matami słomianymi. Najważniejsze - nigdy do okrywania nie używamy worków foliowych! Nie przepuszczają powietrza, a ono roślinom jest niezbędne. Nawet zimą.

- przycinamy to, co wyrosło poza wszelkie ramy przyzwoitości ogrodowej. U mnie były to pędy winobluszczu, bluszczu, derenia. Zatrzymajmy się jednak na moment przed wyrzuceniem tych poobcinanych badyli. Można z nich szybko i łatwo zrobić ładne ozdoby, albo chociaż ich elementy na zbliżający się zimowy i świąteczny czas.
I nazbierało się coś takiego:



Urzekły mnie te sprężynki :) teraz tylko jeszcze muszę wymyślić, co z nich zrobić:)
A Wy robicie własne stroiki i kompozycje zimowe?

07 listopada 2014

Co z tym czasem zrobić?

Dzisiaj robiłam zakupy ozdób świątecznych. A z Martą robiłyśmy wieczorem świecidełka na choinkę. Kartonowe serduszka i choinki obklejałyśmy folia aluminiową. Marta podśpiewywała świąteczna piosenkę, której się uczyła na rytmice w przedszkolu, a w kominku strzelały iskry. Poprzewracało się nam trochę w głowach, a na pewno w kalendarzach. Ale lubię ten czas wolniejszy, taki mający swój zapach ognia w kozie, smak czerwonego wina pod ciepłym kocem. Takie trywializmy, które czyta się w każdym kolorowym pisemku i niemal na każdym blogu. Dajemy się wtapiać w klimat świąteczny już w połowie listopada. Ale mi wcale z tym nie jest źle. O ile nie towarzyszy mu pęd konsumpcjonizmu i szaleństwo zakupów, a raczej właśnie wprowadza takie zawieszenie, jakby woda spokojnie nas niosła w bezpieczne miejsce (uczę się pływać i wciągnęłam się w wodną przygodę na całego:).
A za oknem ciepło. W połowie listopada mamy aurę rodem z połowy września. Z jednej strony to bardzo miłe, gdy słoneczko przygrzewa w gołe stopy wystawione na tarasie. Ale z drugiej strony już mnie ciągnie do tej szarugi jesiennej. Ona niby depresyjna, smutna, dołująca, ale mi potrzebna.
Na zamknięcie sezonu, na zatrzymanie się, zastanowienie się, poplanowanie, poleniuchowanie i pogapienie się w krople dżdżu za oknem.
A tu nadal jestem w pędzie, wprawdzie nie szaleńczym już, ale cały czas praca, praca, zobowiązania, bo jeszcze można sadzić, jeszcze trzeba uporządkować, jeszcze liście zgrabić, jeszcze trzeba...
I nie to, że moja praca mnie mierzi, bo absolutnie tak nie jest. Uwielbiam ją! Ale widzę, że i ogród nie może się zdecydować, czy zasypiać, czy może trochę jeszcze pobumelować. A wiadomo, jak dobrze wyspany, to z większą werwą i urodą pojawi się wiosną. I tak szarpiemy się trochę w tej listopadowej niewiadomej.
Może to stąd te zapędy Marty do robienia ozdób i chowania ich w pudełko z opisem "na choinkę". Może to dlatego oglądam zdjęcia inspiracje, szukam ciekawych pomysłów na kompozycje zimowe i świąteczne do ogrodów klientów. Chociaż czasu sporo, nie chcę się spieszyć potem.
Spowolnienia mi trzeba i spowolnienia życzę wszystkim wokół. Spokojnego spowolnienia zatem!

01 listopada 2014

Pożegnanie jesieni?

Czas umyka szybko. Trywializm osnuty i datą, i aurą, i nastrojami, i zaległościami. Te ostatnie to maja do siebie, że się mszczą. Mam nadzieję, że nie za złośliwie, bo wystarczą niespełnione literkowo plany i lista rzeczy, o których mogłam, a nie napisałam, bo...
No ale do czasu wracając. Jego tempo parcia naprzód, i dalej, i szybciej oglądam co dzień rankiem przez okno. A dodam, że dzisiaj to nawet z lodowym deserem na tarasie wygrzewając się w słoneczku. Ano, taką to mieliśmy pogodę na 1 listopada.
A jeszcze kilka dni temu poranek powitał mnie takim obrazkiem:




Nad ranem -3 stopnie Celcjusza. No i pożegnałam większość jednorocznych - dalii, kann, cynii. Tym samym był to sygnał, że czas zrobić porządki w ogrodzie, bo chociaż oszroniony klimatycznie wygląda, a ośnieżony pewnie jeszcze piękniej by wyglądał, to jednak w naszej szerokości szron utrzymuje się tylko rankiem, a śniegu czasem mamy tyle, ile udało nam się sfotografować kilka lat temu.
W wielu pismach ogrodniczych, na portalach przekonują specjaliści, by zostawić przekwitłe kwiaty na rabatach. By właśnie oprószone śniegiem dodawały uroku naszemu ogrodowi. I owszem można tak zrobić, ale ja do takich rozwiązań podchodziłabym ostrożnie. Z kilku powodów.
Przede wszystkim estetycznych: jak wspomniałam śniegu czasem mamy niewiele, a bure i połamane kikuty oglądamy przez cały dzień, nie tylko zmrożone o poranku.
Druga sprawa to kwestia również związana z aurą - jeśli nie ma śniegu ani mrozu, to suche liście i łodygi zaczynają gnić, a to nie zawsze wychodzi naszym roślinom na zdrowie.
Oczywiście nie chodzi o  to, by ogałacać do zera ogród (iglaków oczywiście nie mam tutaj na myśli, ani krzewów czy drzew), ale zostawić te rośliny, które rzeczywiście wytrzymają zimę w miarę w dobrym stanie.
Co warto zostawić? Na pewno trawy. Aby się nie pokładały pod ciężarem śniegu czy wilgoci, warto je związać dość mocno 20-30 cm nad ziemią i zrobić coś w rodzaju snopka.
Dosyć dobrze wyglądają też hortensje, szczególnie ogrodowe, których kwiatostany nie czernieją tak szybko, jak bukietowych. Przy większych mrozach ogrodowe trzeba jednak zabezpieczyć przed chłodem. Inaczej nie zakwitną w roku następnym.
Zostawiam też liście bylin, które są bardzo wytrzymałe na chłody i czasem w zieloności stawiają opór chłodom przez całą zimę. Po prostu jeśli coś dobrze wygląda, zostawiamy i już, a co przysycha, zaczyna czernieć  czy gnić - wycinamy.
Pracy jest z tym sporo. A ogród może wydać się nam w pierwszym momencie pusty. To jednak okazja, by przyjrzeć się mu z innej perspektywy, poplanować działania na wiosnę, dać mu odetchnąć i zasnąć.
A tymczasem wspomnienie jesieni sprzed kilku dni (dzisiaj ogród wygląda już całkiem inaczej...)













04 września 2014

Goście, goście...

Dla mnie to oznaka kończącego się lata. Pająki. Pojawiają się wszędzie, są ogromne, pajęczyny lepkie i spotkania zwykle nieprzyjemne.
Najczęściej moszczą się w zacisznych miejscach między krzewami, przy nagranym słońcem płocie, na bramie czy furtce (uwaga szczególnie wieczorem, gdy wychodzi ich zdecydowanie więcej). Ale ostatnio niejakiego pająka Feliksa spotkałam w oknie warszawskiego wieżowca (10. piętro). Że ptaki go nie skosiły, albo wiatr nie strącił... Dwa dni wisiał.
A i w ogrodzie Stefan, Bruno i Maks stale na swoim posterunku. Przedstawiam moich pajęczych gości:
 Stefan pojawił się pierwszy. Między drewutnią a furtką.

Bruno i Maks przestali się ukrywać niedawno. Obaj upodobali sobie krzewy kaliny. Pierwszy bodnantskiej, a drugi koralowej. 


A oto nowy gość. Zauważony wczoraj, gdy miałam zamiar zrobić porządek za rudbekiami. Na szczęście w porę zauważyłam cieniutkie nitki od iglaka do poszczególnych kwiatów rudbekii prowadzących. Gdy nieco zawieje, pająk ma nie lada huśtawkę. Jeszce nie ma imienia. macie jakiś pomysł?


01 września 2014

Po targach ogrodniczych i ogrodach Warszawy

Byłam na warszawskich targach ogrodniczych Zieleń to Życie. Czytając relacje na różnych blogach i na różnych portalach o tym wydarzeniu, zastanawiam się, czy byliśmy na tych samych targach. Wszędzie peany na cześć niesamowicie ciekawej imprezy z mnóstwem wystawców, propozycji, inspiracji. Hmmm. Ja tam wielce zainspirowana nie wróciłam. Przynajmniej nie z targów.
I wszędzie zdjęcia tych samych stoisk, a najczęściej jednego - szkółki Szmit, bo i rzeczywiście robiła wrażenie. Na dowód kilka zdjęć poglądowych bardzo, bo miałam słaby, ale za to mały i lekki aparat.





 I jeszcze ta kompozycja mnie zatrzymała na chwilkę.

 Faktem stał się powrót bylin, co mnie bardzo cieszy. Nie od dziś przyznaję się bowiem do uwielbiania ich i wsadzania, gdzie się da. Dowodem był też temat seminarium, które było jednym z punktów targów. Jednak tak, jak przygotowane referaty, jak i większość wystawców, skierowana była głównie na hurtowych odbiorców czy producentów sadzonek.
Ilość wystawców mnie bardzo zaskoczyła. Na minus. Po prostu zwiedzenie wszystkich stoisk (z obiadem włącznie) zajęło mi cztery godziny. Hmmm. Przyznaję, że nie przystawałam na dyskusje przy producentach podłoży, doniczek do rozsad czy sadzarek. Bo to mnie nie interesowało. A to, o czym chciałabym się więcej dowiedzieć, poznać nowości, trendy, ciekawostki (narzędzia, donice, mała architektura, altany, elementy wodne, elementy zabawowe, elementy wystroju ogrodu, ozdoby), prezentowane było minimalnie czy wręcz wcale. Całość ratowały szkółki roślinne. A i tych było zdecydowanie mniej niż np. na Gardenii w Poznaniu.
Mile zaskoczyło mnie nowe stoisko firmy, której wcześniej nie znałam, a oferta doskonale wpisuje się w trend ekologicznego ogrodnictwa. To Trzmiele W Ogrodzie. Budki z trzmielami, pożyteczne nicienie, lawy pożytecznych owadów, a wszystko do ekologicznej walki ze szkodnikami.
 
Mając porównanie z tym, co widziałam tutaj dwa lata temu i tym, co było na targach Gardenia w Poznaniu, podsumuję krótko - nie zachęciły mnie do ponownego przyjazdu za rok.
Na szczęście miała sporo czasu, by poszwendać się po mieście. Dotarłam m. in. do ogrodu botanicznego przy Łazienkach. Oto inspiracje i obrazki stamtąd:













A po powrocie do domu powitał mnie taki obrazek: wyglądający jak plastikowy ogromny (większy od mojej dłoni, a nie mam małej dłoni) kwiat hibiskusa bylinowego. Cudny, prawda? Ale o hibiskusie innym razem:)


Zajrzyj również tutaj:

Naturalny ogród dla wszystkich

Ogrody naturalne to miejsca przyjazne nam ludziom. A jeśli są rzeczywiście przyjazne nam, to i innym stworzeniom. Niestety trudno za przyja...