Najczęściej moszczą się w zacisznych miejscach między krzewami, przy nagranym słońcem płocie, na bramie czy furtce (uwaga szczególnie wieczorem, gdy wychodzi ich zdecydowanie więcej). Ale ostatnio niejakiego pająka Feliksa spotkałam w oknie warszawskiego wieżowca (10. piętro). Że ptaki go nie skosiły, albo wiatr nie strącił... Dwa dni wisiał.
A i w ogrodzie Stefan, Bruno i Maks stale na swoim posterunku. Przedstawiam moich pajęczych gości:
Stefan pojawił się pierwszy. Między drewutnią a furtką.
Bruno i Maks przestali się ukrywać niedawno. Obaj upodobali sobie krzewy kaliny. Pierwszy bodnantskiej, a drugi koralowej.
A oto nowy gość. Zauważony wczoraj, gdy miałam zamiar zrobić porządek za rudbekiami. Na szczęście w porę zauważyłam cieniutkie nitki od iglaka do poszczególnych kwiatów rudbekii prowadzących. Gdy nieco zawieje, pająk ma nie lada huśtawkę. Jeszce nie ma imienia. macie jakiś pomysł?
Skoro umościł się przy RUDbekiach, to ja proponuję RUDolf :)
OdpowiedzUsuń:) Dziękuję za propozycję. Niestety wczoraj musiałam zniszczyć jego/jej pajęczynę, by się dostać do donic stojących pod płotem. Przy okazji zauważyłam, że im głębiej w krzaczory, tym więcej pajęczych koleżków. W sumie, czemu ja się dziwię:)
OdpowiedzUsuńSkoro taka mnogość pająków u Ciebie w ogrodzie, to znaczy, ze to dobre miejsce! W złych miejscach pająka nie uświadczysz :)
OdpowiedzUsuńO takiej teorii nie słyszałam, ale podoba mi się. Chyba się jej przyczepię jak pająk swojej pajęczyny:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuń