Są też doskonałym elementem "grającym" w ogrodzie. Ich kojący szum na wietrze, delikatny hałas pocierających się o siebie liści i wiech z nasionami, piękny poświt jesiennego słońca w smukłych liściach i elegancja zmrożonych kwiatostanów zimą. Czegóż chcieć więcej.
Powyżej jedna z nich - miskant cukrowy (Miscanthus sacchariflorus). Rośnie bardzo silnie, ale nie osiąga 2 m jak inne odmiany. Ten ma ok. 1,5 m wysokości, ale za to ma efektowne malownicze kwiatostany, najpierw brązowe, a potem srebrzyste i puszyste. Jesienią liście przebarwiają się na złoto-brązowy kolor. Rośnie dobrze w każdej glebie, wszędzie sobie poradzi, warto więc go zasadzić, bo urok w sobie ma, oj ma.
Obok niego lekko wychyla się proso rózgowate (Panicum virgatum) - jedna z moich lubionych traw. Ładnie się rozrasta, wiosną szybko pojawiają się liście, a potem delikatne wiechy kwiatostanów wirujących zalotnie na wietrze. Najpierw intensywnie zielona, jesienią przebarwia się na złoto. Jest ozdobna przez całą zimę, a jej kwiatostany ścina się wczesną wiosną. Wtedy też można ją rozmnożyć przez podział. Wiosną taki zabieg czeka i moje trzy okazy, bo już pięknie się rozrosły. Może rosnąc w pełnym słońcu i półcieniu, ale woli ziemie wilgotne niż suche.
A teraz kolorystyczna bomba. Przynajmniej dla mnie.
To również proso rózgowate (Panicum virgatum), ale odm. 'Rotstrahlbusch'. Dostałam tę trawę od znajomej jako małą sadzonkę. Nieco zmarnowaną przywiozłam do swojego ogrodu i posadziłam. Rosła słabo. Przesadzałam ją kilka razy nie wiedząc, co to właściwie za trawa. Okazała się jednak cierpliwa, nawet bardzo. I wytrzymała. Gdy po którejś ulewie została totalnie zalana, to na szpadlu ją przeniosłam ociekającą z błota na inne miejsce. Ledwo ją zakopałam, bo już nie miałam sił po kolejnej walce z naturą. Ale po jakimś czasie wypuściła zielone liście, potem kwiatostany, przy okazji niektóre liście zaczęły się przebarwiać na czerwono. I już byłam w domu. Oto moje proso już w pełnej okazałości (chociaż niedawno znowu przesadzane:) Pięknie komponuje się z czerwonym berberysem i cyprysikiem.
Spartyna grzebieniasta (Spartina pectinata) 'Aureomargnata' na zdjęciu powyżej rośnie obok rozplenicy (o której nieco później). Przyznaję, nie wiedziałam, co biorę, gdy ją kupowałam. Dziś nazywam ją ogrodowym zwierzakiem, bo okazała się piękną, wytrzymałą, majestatyczną trawą, której podziemne rozłogi pokonają wszystko, nawet zbitą ziemię, podwójną warstwę geowłókniny i grubą warstwę żwiru. Na razie bardzo się z tego cieszę, bo w ciągu roku z niewielkiej sadzonki wyrosła na cudny okaz. Trochę się jednak boję o przyszłość tego skrawka ogrodu. Znajoma mnie pocieszyła, że chętnie mnie wtedy odwiedzi ze szpadelkiem:). W sumie się jej nie dziwię, bo trawa jest ozdobna przez cały rok. Nawet zimą jej liście są zielonkawe i zdobią ogród. Kwiatostany podobne do grzebyków (stąd pewnie jej nazwa), są inne od tradycyjnych trawiastych pióropuszy. Taki oryginał:)
Trzcinnik ostrokwiatowy 'Overdamm' (dwa okazy na pierwszym planie)- lubi słońce, tworzy gęste kępy. Liście ma ostre, ogólnie roślina z charakterem. Wiosną czeka je przesadzenie, bo jednak doszliśmy do wniosku, że powinny tu rosnąć trawy wyższe, które zasłonią podest. Na razie sobie rosną trzcinniki.
Powyższe zdjęcie zrobiłam kilka lat temu podczas wakacji we Francji. Od tych roślin zaczęła się miłość mojego męża do traw. Gdy w nie wlazł, to musiałam mu zrobić całą serię zdjęć na pamiątkę:) W swoim ogrodzie na razie jej nie mam. To rozplenica szczcinkowata (Pennisetum setaceum) 'Rubrum'. W naszym klimacie ma ten minus, że może nie wytrzymać mrozów, więc albo trzeba ją bardzo mocno opatulać, albo po prostu sadzić w pojemnikach i na zimę chować do jasnego, ale chłodnego pomieszczenia. Dorasta do 1,2 m w czasie kwitnienia. Ale nie rozmiar jest tu najbardziej istotny, a kolor. Liście ma ciemno bordowe mieniące się w słońcu. No i te kwiatostany - długie, bordowo-różowe, delikatne. Lubi słońce i przepuszczalną glebę. Ozdobi każdą rabatę.
W tym roku skusiliśmy się natomiast na kortaderię srebrzystą (Cortaderia selloana) - zdjęcie poniżej. Tak ładnie się nazywa w książkach fachowych trawa pampasowa o charakterystycznych ogromnych białych kwiatostanach królujących nad rabatami. Brakowało mi mocnego trawiastego akcentu na podwyższonej trawiastej rabacie. Padło na pampasówkę, choć nie do końca jestem do niej przekonana. Głównie z powodu jej ostrych liści (można się poranić) i wrażliwości na mróz. Już się zastanawiam, jak ja ją osłonię zimą na żwirze. Bo trzeba chronić ją nie tylko przed mrozem, ale przede wszystkim przed wilgocią. Liście trzeba związać jak namiot i owinąć matą. Ale tymczasem prezentuje się całkiem fajnie, choć jeszcze nie zakwitła i w tym roku już chyba szans na to nie ma.
Kortaderia lubi ziemię przepuszczalną, ale stale lekko wilgotną glebę. Z tym więc nie powinno być wielkiego problemu. Gdy jednak uraczy mnie swoimi wiechami sterczącymi na 2 m w górę, będę w siódmym niebie:) Na zdjęciu z werbeną patagońską i rozplenicą.
A poniżej królowa wszystkich traw - rozplenica. Kto przechodzi ulicą, patrzy właśnie na nią. Inaczej po prostu nie można. Wyrosła piękna, dorodna, cudna.
Rozplenica japońska (Pennisetum alopecuroides) to chyba jedna z bardziej popularnych traw, jakie sadzi się w ogrodach. Jest wdzięcznym gatunkiem o malowniczych i eleganckich kwiatostanach. Delikatnych, mięciutkich, "kotkowych" - jak mówi moja córka. Tworzy gęste kępy, nie rozłazi się po ogrodzie, nie rozsiewa. Gdy posadziłam kilka kęp w ub. r., bałam się, że wszystkie wybije mróz i ciężka ziemia. Ale dały sobie doskonale radę. Dały, bo mam dwie odmiany: 'Moudry', która wykazuje się pełna mrozoodpornością i 'Hameln' dorastająca do 60 cm.
Wracając do sadzenia, to gdy jednak ktoś ma wybór, to lepiej sadzić ją w miejscach osłoniętych od wiatru i w ziemi wilgotnej, owszem, ale jednak przepuszczalnej. Jedno jest pewno - jest rośliną żarłoczną, więc może dlatego jej u mnie tak dobrze, bo się dużo najada i odwdzięcza się pięknymi "piórami". Na zimę lepiej okryć.
Na zdjęciu poniżej widać obie odmiany rozplenicy i spartynę.
Ostnica piórkowa (Stipa pennata) 'Ponny Trails', czyli "końska grzywa", to ostatni zakup męża. Tym razem trzy sztuki posadziłam na jego prośbę przy furtce do ogrodu, "gdy będę wchodził, żeby muskały mnie po nogach" - cytat niemal dosłowny:) Ostnice lubią słońce i bardziej suchą ziemię. Zobaczymy zatem, czy sobie przy tej furtce poradzą. Na pewno wyglądają tam malowniczo, a gdy rozrosną się i one, i sąsiednie byliny (rudbekie, tojeść kropkowana) to stworzą zwartą cudną rabatę. Już to widzę oczami wyobraźni:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz