A tymczasem wieści z parapetu.
Pojawiła się mszyca. Zżarła mi bazylię i zaczęła przystawiać się do pietruszki. Tej pożreć nie dałam. Zgarniałam każde zielone łażące coś z łodyżek. Jest na razie spokój, ale to znak, że warto się przyjrzeć naszym uprawom parapetowym, szczególnie tym, które docelowo trafią do ogrodu. One są najbardziej podatne. I jak najszybciej trzeba interweniować.
Słońca baaaaardzo mało. Od kilkunastu dni nie było chyba godziny słonecznej. Sadzonki wyciągnęły się niemiłosiernie na parapecie i za bardzo nie wiem, jak im pomóc. Muszą wytrzymać.
Co do zasiewów, mam z nimi kłopot. Ostatnio posiałam poziomkę i dodatkowo lobelię. Nie oznaczyłam ich jednak (w sensie - nie podpisałam, w którym pudełku co jest), a kilka razy przestawiałam je na parapecie, by się wszystko zmieściło i teraz nie wiem, gdzie lobelia, gdzie poziomki, a gdzie szałwia. Będzie loteria i wielka zgadywanka, jak przyjdzie do pikowania:)
Dlatego radzę, by ci, którzy jeszcze pamiętają albo siać dopiero będą, niech oznaczą sobie swe zasiewy. To na prawdę ułatwia życie. A sposobów jest mnóstwo. I to całkiem sympatycznych (inspiracje z google:)

Ta ostatnia przekonuje mnie chyba najbardziej ze względu na to, że łatwo ją zrobić, wygląda ładnie i zawiera ważną informację - oprócz nazwy jest też data wysiania nasion. Polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz