08 lutego 2013

Nasionami zasypana

Mam nasion, mam sporo. Pokazywałam już. Ale przecież nasion nigdy za wiele, więc ilekroć jestem w jakimś sklepie, gdzie nieopatrznie, albo i opatrznie ktoś wystawił stojak z nasionkami, muszę się przy nim zatrzymać, no po prostu muszę. Stąd sterta nasionek u mnie rośnie.
Głównie to rośliny, które siać można już w lutym, o innych pomyśle później. Stąd m. in. lobelia, szałwia, mieszanka sałat, poziomki. Przy okazji są oczywiście i inne. Z tym, że pomyślę o nich później, nie zawsze się udaje. Bo jakże tu przejść obojętnie obok cudnych maków wschodnich, dzwonków irlandzkich czy rumianku. No bo i rumianek kupiłam.
Przy okazji chciałam polecić bardzo sympatyczne miejsce - sklep ogrodniczy przy ul. Stromej w Zielonej Górze (zjazd z ul. Sienkiewicza, równoległa do Morelowej). Niepozornie wciśnięty między budynki, w sumie w trakcie rozbudowy. Na podwórzu sporo krzewów, ale przede wszystkim urzekł mnie przemiły starszy pan, pewnie właściciel i ogromny, dosłownie, wybór nasion różnych warzyw i ziół. Wystarczy, że wspomnę o sześciu co najmniej odmianach bazylii, o stewii czy innych rarytasikach nie wspominając. Tam też kupiłam nasiona brokułów na kiełki:) Już je zalałam wodą.
No i przy wejściu zobaczyłam szereg doniczek z kiełkującymi już cebulkami. Jak się okazało nie były to narcyzy, jak myślałam, ale cebulka dymka zasadzona na szczypiorek. Można więc sobie kupić gotowca już z malutką zieleniną, albo samemu ją posadzić (bo obok trzy kosze pełne cebulek). Wybieram opcję drugą:)
Przy jednej babraninie w ziemi. Bo dzisiaj sieję:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zajrzyj również tutaj:

Naturalny ogród dla wszystkich

Ogrody naturalne to miejsca przyjazne nam ludziom. A jeśli są rzeczywiście przyjazne nam, to i innym stworzeniom. Niestety trudno za przyja...