Zwykle dzikie grusze są nieduże, rosną gdzieś przy drogach polnych. A ta była wieeeelgachna. Owoców miała mnóstwo co roku. Wprawdzie korzyści miały z nich tylko owady, bo malutkie i bardzo cierpkie, ale życie pod nią zawsze aż kipiało. Gdy się na nią popatrzyło z dołu, to czuć było tajemnicę i wielki spokój. Potęgę natury.
Uczyłam się pod nią do matury. Do dziś pamiętam to słońce, zapach trawy i brzęczące roje. Myślałam, że będzie zawsze. Nawet nie mam jej zdjęcia (to poniżej to z zasobów Lasów Państwowych:).

Nie widziałam tego. Na szczęście. Brat nagrał filmik na pamiątkę jak pada. Wczoraj pod topór poszła ogromna dzika grusza w ogrodzie rodziców. Była bardzo stara, trzeszczała niebezpiecznie i od kilku już lat groziła przykrą niespodzianką. Tym bardziej, że rosła przy zabudowaniach gospodarczych i mogło być na prawdę nieszczęście.
Wiedziałam, że prędzej czy później tak się stanie, ale żal ogromny.
Smutno mi. Ale znajoma opowiedziała mi właśnie, że tez miała drzewo, pod którym uczyła się do matury. Brzozę pod domem. Zasadził ją jej brat. Ale gdy rodzice się wyprowadzili, sąsiad obciął ja do połowy.
Nie wiem, co gorsze. Ale wiem, że trzeba zasadzić swoje drzewo. Każdy powinien mieć swoje.
Moim będzie grusza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz