Przysypało i nawiało sporo białego puchu. Mrozi przy tym zacnie. Co jednak nie oznacza, że ogród całkowicie zamarł i żadnych korzyści z niego nie ma, pomijając oczywiście korzyści estetyczne przybielonej przestrzeni.
Otóż zaskoczył mnie mój ogródek po raz kolejny, przyznaję. Wprawdzie rośliny, o których niżej, siałam i sadziłam z myślą o zimowych zbiorach, ale potem o nich zapomniałam i dopiero teraz spod śniegu wyglądające zielone liście uświadomiły mi, że mam w ogrodzie jedzenie!!!! Nie ma tego wprawdzie wiele, nawet powiem, że jest bardzo niewiele, ale jaka satysfakcja! I postanowienie, że w przyszłym roku bardziej o to zadbam. O co? O liściaste warzywa, które mrozów się nie boją.
Na początek jarmuż o przepięknie i zarazem niesamowicie powykręcanych liściach.
Jest niesamowicie odporny na mróz, a przy tym źródłem wapnia, żelaza, beta-karotenu, witamin C i E. Tyle wyczytałam w mądrych książkach. Niby to wszystko wiedziałam dużo wcześniej. Swego czasu nawet pracowałam na plantacji jarmużu w Holandii, ale jakoś dotychczas go... nie jadłam. W sumie nie wiem, dlaczego.
Może dlatego, że moja mama przekonała się do niego dopiero kilka lat temu. Eksperymentująca i mająca niemal wszystko w ogrodzie sąsiadka dała jej kilka sadzonek. Mama posadziła i teraz zimowej zupy bez jarmużu sobie nie wyobraża.
No to przywiozła kilka sadzonek i mi podczas jednej z wizyt. Posadziłam, bo dostałam i tyle. Zapchałam jedną z dziur miedzy krzewami. Ciekawa byłam, jak sobie poradzi jarmuż i czy rzeczywiście zimą będzie do jedzenia. Bo jedno jest sprawdzone - jesienne odmiany (bo są i letnie) najlepsze są po przemrożeniu.
No to rosły, trochę niemrawo, ale były.
I do sedna. Przyszła zima. Śnieg przysypał wszystko. Podczas zabaw z Martą odsłoniłam zielone liście: dorodne, mocne, zielone i pachnące! Akurat robiłam zupę jarzynową, wkroiłam kilka listków. Rzeczywiście dały specyficzny, bardzo przyjemny aromat i smak. W weekend planuję rybę, a że jarmuż można przyrządzać podobnie jak szpinak, zrobię z niego zieleninę do obiadu. Ciekawa jestem smaku. Ale już go lubię:)
Teraz pora na roszponkę jadalną. Wysiałam ją z zimowymi zamiarami konsumpcyjnymi. Kiepsko jednak wzeszła, więc zostawiłam i poszłam. Teraz nieduże rozetki wyglądają nieśmiało spod śniegu. Nie ma ich wiele, ale kilka listków, które skonsumowałyśmy z Martą na miejscu, miało charakterystyczny orzechowy smak. Hmmm szkoda, że nie ma jej więcej, ale na malutką przegryzkę w środku zimy, jak znalazł.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Zajrzyj również tutaj:
Naturalny ogród dla wszystkich
Ogrody naturalne to miejsca przyjazne nam ludziom. A jeśli są rzeczywiście przyjazne nam, to i innym stworzeniom. Niestety trudno za przyja...
-
Często się zdarza, że wiosną i jesienią w naszych domach pojawiają się małe zielonkawe owady. Zwykle siedzą nieruchomo na firankach lub jasn...
-
Bracia postawili w ogrodzie szklarnię ze starych niepotrzebnych już okien. Pomysł stary niemal jak świat. Pamiętam takie szklarnie z dzieciń...
-
To był mój pomysł na gwiazdkę - zrobię Marcie domek dla lalek. Z tektury. A gdyby się nie udało - to kupię. Wybór jest ogromny. Ale dwa tygo...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz