Ciepło, sporo deszczu i mamy - feeria barw, zapachów, smaków jeszcze nie, ale patrząc na kwitnące jabłonie i poziomki - i tych się wkrótce doczekamy:)
Co warto posadzić w ogrodzie, by wiosna wyglądał cudnie?
Zacznę od tulipanów. To królowe sezonu. Odmian tysiące, kolorów tyleż samo. Jak ktoś się uprze, to może nimi zakwiecić ogród dobrych kilkanaście tygodni dobierając wczesne i późne odmiany. Sprawdzają się w pojemnikach, na rabatach, ale też na rondach i w pasach oddzielających jezdnie. W Zielonej Górze ostatnio mamy szaleństwo tulipanowe. Rosną na każdym rondzie, a że ich sporo w naszym mieście, to i wiosenny efekt jest.
Wróćmy jednak do ogrodu. Planowałam różowe smukłe na rabacie, by komponowały się z zamysłem pastelowego zakątka. Z pół godziny chyba wybierałam cebulki na ryneczku. Ale gdy zakwitły - okazały się żółtymi i czerwonymi klasycznymi tulipanami. Hmmm. No trudno. W sumie żółte też fajne.

Chociaż cebulki sadzimy we wrześniu, to właśnie teraz jest dla nich najważniejszy okres. Za to, że cieszą nasze oczy, oczekują dobrej opieki i mnóstwa smakołyków. Nie zapomnijmy więc sypnąć im nawozu podczas kwitnienia. niech nie zwiodą nas ich piękne kwiaty jako dowód, że niczego im nie trzeba. Bo właśnie trzeba: nawozu i ogławiania przekwitłych kwiatów. Tylko wtedy ich cebule się wzmocnią, nabiorą wigoru. Pamiętajmy też, ze tulipany wykopujemy dopiero wtedy, gdy liście zżółkną i zaczną obsychać. Cebule suszymy, wietrzymy i chowamy w ciemne suche miejsce aż do września. Niektórzy rezygnują z tej zabawy. Można, ale proszę się nie dziwić, że w następnych latach tulipany są mniej dorodne, albo nie kwitną wcale. Bo w mroźne zimy cebule lubią "uciekać" w ziemię i potem trudno ich liściom się przebić na powierzchnię.
Kolejne wiosenne "must have" to oczywiście szafirki.

Jak sama nazwa wskazuje, szafir ich kwiatków przyciąga wzrok z daleka, ale są i białe, i liliowe szafirki. W swoim ogrodzie mam ich zaledwie kilka (cebulki pochodzą z pędzonych w sklepie wiosennych zestawów). Ale u mojej mamy szafirkowa wstęga od lat zachwyca.
Lubią próchniczną zasobną glebę, ale na dobrą sprawę, poradzą sobie niemal wszędzie. Najlepiej wykopywać je w czerwcu, by posadzić we wrześniu, a nawet październiku. Jeśli tego nie robimy (jak ja:), to chociaż nie zapomnijmy zasilić czymś dobrym tych maleństw, by im dobrze było.

O bergenii już wspominałam
tutaj. Teraz jednak jest w pełnym rozkwicie. No urocza jest i już. Mąż też się przekonał:)

Serduszka okazała (
Dicentra spectabilis) lubi cień i półcień. Do wielkoludów nie należy (do 60 cm), ale wiosną widoczna jest z daleka, bo wyrasta dużo wcześniej niż inne rośliny. Jej piękne kwiaty w kształcie serduszek delikatnie wirują na długich pędach poruszane podmuchami wiatru. Doskonale komponują się z niezapominajkami, tulipanami. Odmiana podstawowa ma kwiaty różowo-białe, ale jest tez odmiana 'Alba' o całych białych kwiatach.
Pamiętam rozłożystą kępę z dzieciństwa. Sąsiadka, starsza pani, miała ją pod oknami. Co roku wyczekiwałam, kiedy zakwitnie. I zakwitała, chociaż nie miała ani zbyt troskliwej opieki, ani nikt na nią nie dmuchał czy chuchał specjalnie. Bo serduszka to roślina bardzo długowieczna. Jeśli się zadomowi w jakimś miejscu, to sobie poradzi sama przez wiele wiele lat.

Postrzegałam ja jako kwiat niemal magiczny, bo piękny, elegancki, ale i niemal zakazany oglądany przez płot, bo w naszym ogrodzie jej nie było.
Teraz ją mam:) Trzeba jednak pamiętać, że latem roślina powoli zamiera. Trzeba jej znaleźć zatem dobre towarzystwo, które zasłoni suche badylki. U mnie to zadanie dla zawilców. Radzą sobie.
Kolejne moje odkrycie, które zdobywa moje serducho, to gajowiec żółty w swej odmianie najbardziej podstawowej czyli
Lamium galeobdolon. Nie wiem dlaczego, ale zawsze mi się miesza z jasnotą. Może dlatego, że trochę podobne?
W każdym razie gajowiec to bylina doskonała na zadarniania, we wszelkich możliwych warunkach (chociaż ucieszy się, gdy będzie trochę cienia). Jego żółte kwiaty przyciągają owady, a pędy w szybkim tempie zasłonią wszystko, co chcemy zasłonić (a nawet nieco więcej:).
Jak wspomniałam, podobna do gajowca jest jasnota plamista (
Lamium maculatum). Kwitnie bardzo długo od maja, a nawet gdy nie kwitnie, zdobi. Jest pół zimozielona, czyli nawet w lekkie zimy trzyma fason (zresztą podobnie jak gajowiec). Lubi półcień i wilgotną glebę.

Mam jedną z kilku odmian: 'Beacon Silver'. Na początku wiosny listeczki miała malutkie, aż się zastanawiałam, czy coś z nią nie tak. Ale gdy ruszyła... kwiatami zaskoczyła na całego:)
I jeszcze mam fiołki w zanadrzu. Kolejny pachnący element w ogrodzie. No chociaż te akurat w odróżnieniu od fiołka powszechnie znanego czyli
Viola odorata (fiołek wonny) nie pachną, tylko zdobią kwiatami białymi, fioletowymi, delikatnym lila. To fiołki motylkowate (
Viola sororia). Kwiaty mają większe, ale bez zapachu. Coś za coś:(. Niby nie ma rozłóg, wiec nie rozrasta się za mocno, ale za to rozsiewa się na potęgę. To malutkie jeszcze dwulistkowe wokół dorosłych osobników to właśnie siewki fiołka.

No i kwitną jabłonie. Zarówno te typowo owocowe w sadach, na działkach, jak i ozdobne. Moja 'Ola' trochę wprawdzie strajkuje i tylko kilka kwiatów miała w tym roku (urokiem nadrabiają młodziutkie miedziane liście).

Za to odmiana palowa (nie znam nazwy, niestety) obsypana po raz kolejny różowym kwieciem. Wprawdzie owoców z drzewa tego jeszcze nie jadłam (w ub. r. były trzy jabłuszka, ale nie utrzymały się na drzewie do momentu dojrzałości), za to wiosna mam ucztę dla oczu. Prawdziwą.
A co tam u mojej skimii? Ano kwitnie sobie w najlepsze. Puszcza młode przyrosty. Jest dobrze. Kolejna zima z przygodami za nami:).