12 października 2013

Jesiennie...

Jesień dziś do mnie przyszła. Zapowiadała się od kilku dni wahaniem nastrojów (jednego dnia wszystkich opieprzałam, a następnego totalnie nic mi się nie chciało, nawet pogrzebać w ogrodzie), odczuwalnie namacalnym chłodem (gęsia skórka na całym ciele mimo dwóch swetrów, grubych skarpet i rajstop, a w domu 21,5 stopnia, jak bozia przykazała:) i podjadaniem wszystkiego słodkiego, co tylko w szafkach znalazłam. I były to nie tylko jabłka...
 A dziś przyszła odmieniona, słońcem pokolorowana, liśćmi bukowymi, klonowymi i kasztanami. Nie chciało się nam wyruszyć z domu, bo zimno, wieje i deszcz siąpi (tradycyjne, choć nie do końca odpowiadające rzeczywistości tłumaczenie). Ale udało się. Dojechaliśmy do Łagowa. Było pięknie, spokojnie, historycznie (Marta stwierdziła, że ona by chyba jednak nie chciała być księżniczką siedzącą w wieży), przyrodniczo (Marta sama !!!!! rozpoznała w pozbieranej stercie liści liść klonu! - oj byłam duuuumna), trochę niebezpiecznie (zaatakowały nas łabędzie, gdy siedzieliśmy na drewnianym pomoście bez jedzenia dla nich), no i smakowicie (tradycyjnie polecam szczawiową z jajkiem w Defce :)

To był potrzebny mi czas. I każdemu takiej chwili życzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zajrzyj również tutaj:

Naturalny ogród dla wszystkich

Ogrody naturalne to miejsca przyjazne nam ludziom. A jeśli są rzeczywiście przyjazne nam, to i innym stworzeniom. Niestety trudno za przyja...