Pamiętacie opowieść starszej pani o białej ślazówce? Przekonywała mnie, że mnie ta roślina nie zawiedzie. I rzeczywiście nie zawiodła.
Z jednego nasionka wyrosła mi spora roślina obsypana mnóstwem wielkich białych kwiatów wyglądających bardzo elegancko na tle ciemniejszych liści.
Jestem urzeczona i na pewno pozbieram nasionka, a dodatkowo kupię jeszcze co najmniej z paczkę wiosną przyszłego roku.
"Wynalazków" nasienno-roślinnych miałam jeszcze kilka. Pierwszy raz siałam lobelię. Zwykle przerażało mnie to, że trzeba wysiewać ją bardzo wcześnie, długo trzymać, pikować. A gdy zobaczyłam maleństwa, jakie wyrosły, skazałam niemal na zagładę. Wreszcie ulitowałam się i popikowałam. Aby się zabezpieczyć, kupiłam na ryneczku dwie sadzonki. No i teraz dwie podpędzane sadzonki zmarniały już na amen, a moje, po dłuższej chwili zastanowienia, ruszyły z kopyta. Są silne, bujne, kwitną mocno, chociaż to jeszcze nie koniec ich możliwości. Jestem z siebie dumna patrząc na nie:)
Mniej zadowolona jestem z groszku pachnącego. Wprawdzie pnie się, po czym może i zaczyna kwitnąć, ale w porównaniu z ubiegłorocznym, to jakoś mizernie wygląda. Może dlatego, że to z nasion zebranych własnoręcznie, a nie kupionych? Ale w czym moje miałyby być gorsze od sklepowych, no w czym?
Posiałam też groszek czerwony. Eksperymentowałam na nim baaaardzo. Najpierw musiał sobie radzić w rolkach po papierze toaletowym, a potem wybujałe siewki wsadziłam pod wierzbę między inne byliny znacznie rozrośnięte. Miał się z założenia piąć po pniu i palikach podtrzymujących. Ale bez wielkich nadziei sadziłam. Wytrzymał twardziej. I zakwitł. Na czerwono:)
Pozostając jeszcze przy tej rodzinie, to muszę wspomnieć o fasoli ozdobnej, która rośnie jak oszalała i owija się o wszystko, co napotka. Walczy z nią jabłonka ozdobna, śliwa wiśniowa 'Pissardi', liatria chyba się poddała. A kalina wygląda, jakby zakwitła po raz drugi:)Nagietki w tym roku z kolei jakieś biedne. Te podpędzone z domowego siania nawet posadziłam w donicy, by ładnie zapomarańczowiły taras, ale jakoś biednie wyglądają. Wyciągają się nienaturalnie, kwiaty jakieś mniejsze, mączniak się rzucił na potęgę. Połowę plantacji więc już wyrwałam. Reszta podcięta. Zobaczymy, co pokaże. Ale podchodzę bez sentymentów.
Podobnie zresztą do nasturcji. Nie wiem, czy to mi się upodobania zmieniają, czy ten rok dla niektórych roślin mniej przyjazny jest, a przez to nie pozwala im się rozwinąć w pełnej okazałości, by nacieszyły me oko. Otóż przy tarasie ustawowo nasturcja została pożarta przez gąsienice jakiegoś motyla. Na inne rzuciły się mszyce. Wiem, że taka jest zwykle ich rola w warzywniaku, ale na kwietnej rabacie mszycowe rośliny mnie już chyba nie bawią. Mam wrażenie, ze gdyby ich nie było, to mszyc też by nie było. Byłyby u sąsiadów lub na działkach za płotem... No ale kolor kwiatów nadal mnie urzeka na potęgę...
No i tytoń ozdobny jeszcze siałam. Jest cudny. Cudnie pachnie, ubarwia mi zieloną trochę obecnie rabatę. Wprawdzie wiatry i ostatnie ulewy położyły biedaka, ale i tak jestem na "tak". Tylko dotykać go nie lubię, bo się klei do rąk i potem dłonie są lepkie.
Zawiodłam się natomiast na dzwonki irlandzkim. Miał mieć 70 cm kwiatostany o ciekawym kolorze. A są? rachityczne roślinki, bez wyrazu, wykrzywione, niemrawe, chwastowe. Większość już wyrzuciłam. Kilka zostawiłam dla spokoju sumienia i z ciekawości, co tez jeszcze może się z nimi wydarzyć. Płonne nadzieje, że cokolwiek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz