31 lipca 2015

Lato w pełni

Jak wakacje, to wakacje.
Odpoczywam w różnych miejscach. Ulubione? Rodzinne strony, niespieszne wycieczki rowerowe, wspinanie się na stare czereśnie rosnące przy polnych drogach, smak dzikich owoców w upalny dzień, chwila zadumy przy przydrożnej kapliczce z widokiem na Karkonosze...




A tymczasem w ogrodzie rośnie wszystko jak szalone. Teraz można się cieszyć efektem swych wiosennych prac, feerią barw jednorocznych kwiatów, dalii, mieczyków, lilii. Wprawdzie u mnie w tym roku kolorów nieco mniej niż w latach ubiegłych (nieco opuściłam się w sianiu i pikowaniu), ale i tak szaleństwo ucieszne.
Niezastąpiony zestaw: śliwa wiśniowa 'Pissardi', hortensja drzewiasta 'Annabelle' oraz odętka wirginijska.
 Tegoroczny najlepszy ogrodowy zakup ever - hamak. Kilka minut bujania wśród szumiących traw wystarczy dla pełnego relaksu. Oczywiście dłuższa chwilka, a nawet mała drzemka też się zdarzają:)
 Na tarasowej rabacie królują krokosmie 'Lucifer'. Miałam kilka lat temu krokosmie, ale....chyba zgniły w mokrym podłożu, chociaż podobno lubią takowe. W każdym razie nie wyszły następnego roku by powitać wiosnę. Dałam sobie spokój, aż skusił mnie 'Lucifer'.No i drugi już rok kusi:)
 Rabaty zarastają, zapełniają się, rośliny mieszają, tworzą barwne kompozycje.... Uwielbiam to!


Pracy jednak też mnóstwo, więc czasem się zwlekam z tego hamaka i ruszam w busz. Dzisiaj powycinałam stare maliny. Pędy ubiegłoroczne, które już owocowały, należy usunąć, by zrobić miejsce młodym, na których już pojawiają się owoce. Nie miejcie skrupułów, że jeszcze jakiś kwiatek czy zielona malinka znajdzie się na pędzie. Za wielkiego pożytku z tego nie będzie, a odbierze światło i powietrze młodym, większym, bardziej soczystym. 
Tym się kierowałam wycinając dwa naręcza starych pędów. Sama była zdziwiona, gdzie się to mieściło na moim zagonie. 
Jak rozpoznać, które to stare, a które młode? Stare są brązowe u podstawy. Więc nie ma innego wyjścia - kucamy i w krzaczory...:)
A gdy jednak jakaś malinka na starym pędzie się znalazła, można ją przecież zerwać i zjeść. Ja podałam ją sobie na naleśniku z jogurtem i borówkami. Oczywiście nie jedną malinkę, bo było ich... kilkanaście. 
Jutro wizyta na ryneczku, bo u mnie coraz trudniej o miejsce na warzywa i owoce (wspominałam już, się przymierzam się do zmian, a nawet rewolucji?), a potem wielkie plewienie i ograniczanie tego, co przerosło, rozrosło się zanadto, znudziło się... a jakże. Bo ogród musi się zmieniać. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zajrzyj również tutaj:

Naturalny ogród dla wszystkich

Ogrody naturalne to miejsca przyjazne nam ludziom. A jeśli są rzeczywiście przyjazne nam, to i innym stworzeniom. Niestety trudno za przyja...