Coraz bardziej skłaniam się ku naturalnym ogrodom, w których jest miejsce i na odrobinę chwastów i szkodników. Dzięki temu życie w ogrodzie kwitnie, ptaszki przylatują, bo mają co jeść, motylki złożą jaja na pokrzywie ukrytej w rogu z drzewem, no i dzięki mszycom mam sporo biedronek, a te uwielbiam. Zresztą, kto ich nie lubi?
Pamiętacie, jak
nadawałam imiona pająkom? I tym razem mnie kusiło, by się zaprzyjaźnić z młodymi biedronkami, ale, gdy zaczęłam się przedstawiać, dostrzegłam, że tyle ich, że nie ogarniam. Zatem przedstawiam moje bezimienne, pewnie nieświadome towarzystwa, ale za to jakie żarłoczne - przyjaciółeczki, które królują na dzikiej róży.
Dziwicie się, ze te owady na zdjęciach w niczym nie przypominają "bożych krówek"? Bo to ich larwy! A niestety często są one zabijane, bo ludzie myślą, że to szkodniki jakieś. Przyznaję, sympatycznie nie wyglądają, ale za to jakie głodne? W ciągu doby potrafią wciągnąć nawet kilkadziesiąt mszyc. To chyba jest argument, żeby je zaprosić do ogrodu. Przyciągnąć podobno można je opryskując krzewy porażone przez mszyce woda z cukrem. Nie wiem, nie stosowałam. Do mnie przyszły same.
A oto jaja, z których wylęgnie się kolejne pokolenie biedronek.

I takich żuczków pełno widziałam. Jeszcze nie wiem, co to za goście. Może ktoś z Was wie?
Dużym plusem i kuszącym zaproszeniem pożytecznych owadów do ogrodu jest wspomniana już wcześniej naturalność w ogrodach. Poniekąd można tak tłumaczyć swoje lenistwo czy brak czasu na plewienie co tydzień całości. Korzystając z ogrodniczej nomenklatury, zawsze można powiedzieć, że ten mlecz czy ta pokrzywa specjalnie tutaj rośnie, by uzupełniać ekosystem. Nie wiem, czy znajomi przyjmują to do wiadomości, jako fakt, czy tylko udają.