28 sierpnia 2012

W malinowym chruśniaku

Za oknem już ciemno, a moje myśli zielone, letnie jeszcze, kolorowe i pachnące. Malinowe. Dziś się zapomniałam w malinowym chruśniaku. Czerwone, soczyste maliny otaczały mnie zewsząd, a wczesne poranne słońce dodawały im koloru i wilgotnego zapachu. Zadanie moje na dziś: ogarnąć, smakować, zrywać, wąchać. Byłam w siódmym niebie. Taki smak dzieciństwa - maliny zrywane z krzaka rękoma nie zawsze czystymi i nie zawsze chętnymi, by sprawdzać, czy dany owoc swego amatora już nie znalazł (czyt. czy w środku siedzi robak). Teraz ten smak zaszczepiam córce. Zaczęłam od dziadkowego ogrodu, gdzie malin mnóstwo. Ale i w moim małym ogródku kilka krzewów się znalazło. Już owocują, pięknie, smakowicie, kusząco również dla córek sąsiadów. Widać też, że krzewom (przywiezionym jako patyki z korzonkami w reklamówce ponad 300 km) u nas się spodobało, bo już zaczynają porastać odrostami okolicę. Będzie zagajnik dla kolejnego pokolenia malinowych maniaków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zajrzyj również tutaj:

Naturalny ogród dla wszystkich

Ogrody naturalne to miejsca przyjazne nam ludziom. A jeśli są rzeczywiście przyjazne nam, to i innym stworzeniom. Niestety trudno za przyja...