25 sierpnia 2013

Wiejski, sielski i leniwy. A teraz powrót!

Budziły nas hałasy skrzydlatych stad bawiących się w berka wśród gałęzi starych lip. I zapach kawy parzonej. I świeżych bułek, jakich nigdzie indziej jeszcze kupić mi si nie udało. No i śmiechy dzieci, które ledwo śniadanie zjadły, już ciągnęły do ogrodu, po maliny, śliwki (do sąsiada, bo u nas jeszcze niedojrzałe) i gruszki. Potem kopanie z babcią ziemniaków, marchewki na obiad. Wybieranie główki młodej kapusty, która będzie najsmaczniejsza i konkurs na znalezienie największej dyni w gąszczu zielonych liści. (Wygrałam!!!).
Na zerwanie poczeka jeszcze kilka tygodni. Już planuję, co z niej zrobię :) 

Nie był to jednak czas całkowicie bezczynny. Bo oprócz ganiania, podjadania i wycieczek rowerowych robiliśmy z dzieciakami ciekawe rzeczy. Ze "śmieci" wyszperanymi w piwnicy i worku z makulaturą :)
Oto trzypiętrowy (bo każde piętro jednego z małych architektów) dom ze zjeżdżalniami do wielkiego basenu.
Kilka starych serpentyn przyklejonych do patyczka i zabawa na całego przez pół godziny. To się nazywa efektywne wykorzystanie materiału:)
A na deser monidło z kartonu po ... czymś sporym. Wstępnie w środku miał być smok, ale ze względu na moje ograniczone umiejętności ilustratorskie i niebezpieczeństwo, że o bycie smokiem będzie walka, powstał paź. Ostatecznie każdy był każdym:)
Sielski urlop w rodzinnej wsi za mną.
 Naładowana, wypoczęta, pełna pomysłów i z listą rzeczy do zrobienia wracam do domu, pracy i mojego ogródka. Przywitały mnie soczyste maliny w moim malutkim własnym zagajniczku i przesłodkie truskawki (mimo, że rosną w cieniu, bo maliny je zasłoniły).
I zapach heliotropu:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zajrzyj również tutaj:

Naturalny ogród dla wszystkich

Ogrody naturalne to miejsca przyjazne nam ludziom. A jeśli są rzeczywiście przyjazne nam, to i innym stworzeniom. Niestety trudno za przyja...